sobota, 17 listopada 2012

4


Wybiegłam ze szpitala nie zważając na pielęgniarki, które kazały mi zostać, wrócić na salę, tak czy inaczej miałam za kilka godzin wychodzić, więc miałam gdzieś co do mnie mówiły, miałam gdzieś cokolwiek, co mówił ktoś do mnie, biegłam po prostu przed siebie. Szukałam w każdym zakamarku miasta Chaza i Carly, trafiłam nawet w miejsca, które wcześniej były mi obce. Tak czy inaczej, moje poszukiwania były marne, nigdzie nie znalazłam ani Chestera ani Carly, ni śladu, ni słuchu po nich, nic. Tak czas mi zleciał do 16. Załamałam się już kompletnie... Wróciłam do szpitala, spakowałam się i wyszłam przed drzwi szpitalne. Wyciągnęłam z kieszenie telefon i zadzwoniłam do koleżanki, by zapytać się czy mogę u niej przenocować.
- Cześć Sam, tu Emma.
- Siema, co jest?
- Pewnie wiedziałaś, że byłam w szpitalu?
- No tak, tak, jak się czujesz?
- Dobrze, własnie wypuścili mnie, ale jest problem. Mamy nie ma w domu i nie zostawiła mi kluczy do domu, a osoba u której powinnam przez ten czas przebywać... eee... wyjechała gdzieś. -odpowiedziałam koleżance, oczywiście kłamiąc. *taa, wyjechała...* - powiedziałam do siebie w myślach.
- I chciałabyś u mnie przenocować, tak?
- Do tego zmierzam.
- Sorki Em, ale nie, rodzina do mnie przyjechała i kompletnie nie ma miejsca w domu. Chciałabym Ci pomóc, ale sama widzisz jak jest... Co teraz zrobisz?
- Nie wiem... Dobra, jakoś sobie poradzę. Trzymaj się.
- Papa.
Super. Nie mam gdzie iść na noc. Jakoś nie przywykłam do spania na klatkach, na dworze czy czymś takim. Boże, i co ja mam zrobić... Cóż, przecież nie będę tak stać przed drzwiami od szpitala i się gapić. Wzięłam walizkę w rękę no i zaczęłam iść w miejsce, w które Chester uwielbia chodzić. Dużo mi opowiadał o różnych rzeczach, no i nie ukrył przede mną tego, że lubi te miejsce, że ma do niego sentyment. Podobno te miejsce przynosi mu ono szczęście. Mówił mi też, że z nikim tam nie chodzi i nikomu o tym nie mówi, więc ja byłam pierwsza, a musi mi naprawdę ufać, jeśli chodzi tam od 4 lat, a nadal nikt o tym miejscu nie wie. Po drodze zrobiło mi sie strasznie słabo, wiedziałam, że wpływ mają na to moje nerwy, stres i strach, które w tamtych chwilach towarzyszyły mi najbardziej. Usiadłam na najbliższej ławce, by odpocząć. Tak miło mi sie siedziało, że siedziałam chyba godzinę. Każdy, kto przechodził obok mnie był zabiegany, każdy gdzieś się spieszył, każdy miał jakiś cel w tym wszystkim. A ja? Ja siedziałam na ławce, jak pierwszy lepszy menel i zamartwiałam się wszystkim dookoła. Wsadziłam słuchawki w uszy i puściłam najsmutniejszą piosenkę jaką miałam na telefonie. Czułam jak po chwili łzy mi zaczęły się wpychać do oczu, a potem lądowały na moich policzkach zostawiając za sobą mokry, ciepły ślad. Było już ciemno, nikt nie widział, że płaczę, a nawet jeśli, to co? Mam prawo do łez, jak każdy inny, tym bardziej, że mam powód. Chwilę potem stanęła nade mną jakaś dziewczyna. Miała czarne włosy spięte w koka i długą grzywkę z niebieskim pasemkiem. Wyciągnęłam jedną słuchawkę z ucha i słuchałam co dziewczyna do mnie mówi.
- Cześć, mogę się dosiąść?
- Pewnie, siadaj.
Siedziałyśmy tak 5 min obok siebie nie odzywając sie ani słowem, gapiłam się w ozdobione gwiazdami niebo i wciąż zadręczałam się najgorszymi myślami o tym co mogło spotkać Chaza i Carly (chociaż nie ma co ukrywać, bardziej martwiłam się o Chestera), ciągle wyobrażałam sobie najczarniejsze sceny, co mogło się stać, jeju, wszystko było takie głupie. Nie umiałam myśleć pozytywnie, to było coś niemożliwego. Z czarnego kłębka myśli wyrwała mnie dziewczyna, siedząca obok mnie.
- Jestem Alex, a Ty?
- Emma, miło mi.
- Mi również. Masz piękne imię.
- Dziękuję.
- Co tu robisz o tak późnej godzinie?
- Nie mam się gdzie podziać na noc. Mama wyjechała i wraca za 10 dni, a osoba u której miałam przenocować ten czas gdzieś wyjechała, a ja wyszłam dziś dopiero ze szpitala i nie mam żadnych kluczy ani nic... - odpowiedziałam dziewczynie, moja wypowiedź była taka bez sensu... bez żadnych uczuć.
- Wiesz, mogłabyś u mnie zanocować. Tak, tak, wiem. Znamy się nawet niecałe 2 minuty, ale możesz mi zaufać i mam nadzieję, że ja Tobie również.
Nie byłam pewna czy to dobry pomysł spać u całkiem obcej osoby, wiedziałam, że nie będzie mądre, gdy sie zgodzę, ale gdzie ja się miałam podziać?
- Dobrze, mam nadzieję, że nie będę uciążliwa. - odpowiedziałam, lecz niepewnym głosem.
- Nie, nie, wszystko będzie w porządku. Chodź, pójdziemy już.
Rozmawiałam dużo z Alex po drodze, opowiedziałam jej o swojej sytuacji... Ona była w szoku., powiedziała, że podziwia mnie, za to, że to wszystko znoszę. Okazało się, że chodzimy do tej samej szkoły, a to dziwne, bo nigdy jej nie widziałam... Lecz nasza szkoła jest duża, więc może to jednak nic dziwnego, że nie mogłam sobie jej skojarzyć, w końcu po szkole chodzą tłumy uczniów.
Alex mieszka w domku jednorodzinnym razem z rodzicami i bratem Brad'em. Wyznaczyła mi pokój, w którym miałam spać, ona poszła o wszystkim poinformować rodziców, a ja się rozpakowywałam i powoli wszystko doprowadzałam do ładu, oczywiście chodzi mi o moje rzeczy... Bo z moją psychiką było coraz gorzej na każdą myśl o tym, że nie ma przy mnie Chaza, że nie wiem co z nim jest i co się z nim dzieje. To było straszne... Akurat gdy wszystko już sobie uporządkowałam w pokoju, Alex weszła i powiedziała, żebym przyszła na kolację, więc jak powiedziała, tak zrobiłam. Marzyłam by zjeść w końcu jakieś normalne jedzenie, w szpitalu dawali nam najtańsze ścierwo... Z drugiej strony, to dobrze, że w ogóle coś dawali jeść. Zasiadłam przy stole razem z rodziną Alex i ogarnęła mnie straszna niezręczność. Jej rodzice patrzyli się na mnie jak na ufo, a jej brat dokładnie mi się przyglądał. Jedynie Alex wolała zająć się jedzeniem niż oglądać mnie. Starałam się unikać kontaktu wzrokowego z kimkolwiek. Siedzieliśmy w strasznej ciszy, aż w końcu mama Alex się odezwała
- Piękna jesteś, jak masz na imię?
- Jestem Emma.
- Co za cudowne imię. Ile masz lat?
- 19.
Moje odpowiedzi były takie zwyczajne, krótkie i oschłe... Czułam, że robię złe wrażenie, ale co miałam więcej powiedzieć?
- O, to tak jak nasza Alex. Słyszałam o Twojej historii, Emma. Chciałam Ci powiedzieć, że jeśli chcesz możesz się u nas zatrzymać na dłuższy czas.
- Ale... - wtrącił się mąż mamy Alex.
- Żadnych 'ale' John. - powiedziała stanowczo mama Alex.
- Dziękuję bardzo, ale nie chce się narzucać. - powiedziałam speszona cała sytuacją.
- Em, widzę, że nie masz apetytu. Idź może do swojego pokoju, a ja zaraz do Ciebie przyjdę. - zaproponowała mama Alex.
Rzuciłam lekkim uśmiechem w stronę mamy Alex i udałam się do swojego pokoju. Jak tylko wyszłam z kuchni, tak od razu usłyszałam głośne rozmowy i między tysiącem słów, jakie wypowiadali, kilka razy przeplątało się moje imię. Po 5 minutach przyszła do mnie mama Alex, zaczęła się mnie wypytywać o dość osobiste i dziwne rzeczy... Nawet o rodziców, pytała sie czy mnie kochają. To było dziwne, nie zaprzeczam... Ale polubiłam mamę nowo poznanej dziewczyny. Rozmawiałam z jej mamą tak przez 3 godziny. Ta rozmowa mnie na prawdę podniosła na duchu. Mogłam powiedzieć o wszystkim komuś, wyrzucić z siebie pewien procent żalu, smutku, tęsknoty... Było mi lepiej, ale jeszcze nie było dobrze w 100%. Wiadomo. Brakowało mi Chaza.
Po rozmowie poszłam się położyć spać. Wierciłam się i wierciłam, aż w końcu o 4 nad ranem udało mi się zasnąć.
7 rano. Dzwonił budzik. No tak, muszę iść do szkoły. 3 godziny snu to chyba nieodpowiednia ilość snu, by być w stanie radzicć sobie w szkole, ale to nie było ważne. Nic nie było ważne. Ubrałam się w pierwsze lepsze ciuchy, zrobiłam koka, no i wyszłam. Na wyjściu z domu przywitał mnie deszcz, dzięki któremu widziałam tylko szarość. Po 15 minutach byłam w szkole. Każdy mnie witał radośnie, a ja tylko wysyłałam każdego fałszywe uśmiechy. Czemu fałszywe? Bo nie umiałam się szczerze uśmiechnąć, wtedy nie potrafiłam się nawet cieszyć. Lekcje mijały jakby latami, ciągnęły się w nieskończoność. Nikt nie zauważył, że coś mnie dręczy, a przecież do nikogo się nie odzywałam nawet. Wybiła 14:05 i ostatni dzwonek na dziś. Wyszłam ze szkoły, słuchawki w uszy i wracałam do domu Alex sama, bo dziewczyna ma lekcje godzinę dłużej. Ktoś nagle złapał mnie w talii przyciągnął do siebie, zakrył mocno ręką moje usta i wtedy juz prawie wszystko było dla mnie jasne.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Nie sądzicie, że ten rozdział jakoś badziewnie mi wyszedł? Wenę mi odebrało jakoś wczoraj, no i wyszło, co wyszło. W następnym rozdziale planuję już akcję, także zapraszam. :)
Już dziś wieczorem zacznę pisać 5 rozdział, wiec być może będzie on jeszcze dziś, lub jutro rano.

wtorek, 13 listopada 2012

3.


'' Już nie masz na co liczyć, straciłaś wszystko,
   Nawet nie wiesz jak wielkie błędy popełniasz.
   To się odbije na Twojej przyszłości.
    To wszystko Cię w końcu znajdzie.
    Oni znajdą Ciebie albo Twoich bliskich.
    A wtedy już nie będzie ucieczki. ''
Taka była treść sms'a, którego dostałam równo o 20. Nie wiedziałam o co chodziło, nie byłam w stanie niczego sobie przypomnieć. Nie przespałam nocy.. Leżałam i myślałam nad wszystkim, znów wszystko mi się spieprzyło, wtedy kiedy myślałam, że jest już idealnie... Od tamtego czasu jakoś nic nie było w stanie zmienić mojego humoru, nawet widok Chaza, którego miałam już właściwie na co dzień. Wymieniłam się z nim numerami, w końcu mogłam z nim rozmawiać nawet nocy, a strasznie tego potrzebowałam. Kiedy czas wychodził z mojej sali zaczęłam rozmawiać z Carly, w sumie to ona zawsze zaczynała rozmowy, ja wciąż miałam co do niej mieszane myśli, po wczorajszej sytuacji. Oczywiście w trakcie naszych rozmów nie dawałam po sobie tego rozpoznać. I właśnie tak mi mijało 5 dni, na rozmyślaniach i rozmowach z Chesterem i Carly. Wszystko stało się takie monotonne... Bo przecież mogłam się ruszyć tylko do wc i może czasem się przejść korytarzem, jeśli mi starczyło sił. Jedyne czego nie miałam dość to wizyt Chestera, bywało i tak, że swoją obecnością dał mi zapomnieć o tym sms'ie. To wszystko było w sumie chore... Nie chciałam wciąż siedzieć i się zamartwiać, wiec jedyne co mogłam zrobić, to słuchawki w uszy i odpływać. Słuchałam
samych smutnych piosenek, one jeszcze bardziej mnie dołowały, ale w sumie chyba nie dało się mnie bardziej przybić do dna... Chwile potem przeżyłam ''zawał''. Mama dzwoniła, a jako dzwonek miałam ustawioną piosenkę Linkin Park - Crawling, jak ja się wystraszyłam, gdy nagle koleś z refrenu nagle zaczął mi się drzeć do ucha... No ale to mama, ona zawsze nie potrafiła sobie wybrać odpowiedniego momentu na zadzwonienie, no ale odebrałam...
- Cześć skarbie, co słychać, jak się czujesz? - zapytała wyraźnie zadowolonym głosem mama
- Hej, wszystko w porządku, trzymam się, już jest dużo lepiej. - Odpowiedziałam dość zmęczonym głosem, musiałam przecież skłamać, nie chciałam jej zamartwiać, że coś u mnie nie trybi.
- To się cieszę, ja właśnie jestem po pracy i zaraz idę z koleżankami na zakupy, jeśli coś znajdę to Ci kupię. Jednak mam dość przykrą wiadomość dla Ciebie...
- Co się stało? - Zapytałam już zrezygnowana
- Wrócę dopiero za 10 dni. Te matoły dołożyli nam jeszcze różnych ''ćwiczeń'' itd. odwaliło im... Miało być 3 dni, ale niestety.
- Więc gdzie ja mam pójść? Lekarze powiedzieli, że jutro mogę już wychodzić. Nie mam kluczy od domu. Sama siebie też nie utrzymam przez tyle czasu.
- Pójdź do jakieś swojej koleżanki, póki co możesz nie chodzić do szkoły. - oznajmiła mama, lecz niepewnym głosem
- No okej, jakoś sobie poradzę. Tyle?
- Tyle. Trzymaj się Emma.
- Pa.
Ta rozmowa wprowadziła w mój mózg tęczę. Skoro mogę nie chodzić do szkoły przez czas jej nieobecności, to pójdę do Chaza, jeśli się zgodzi. Tak bardzo nie mogłam się już doczekać aż przyjdzie do mnie, od razu napisałam mu sms'a z pytaniem kiedy by mógł przyjść. On chyba przewidział tego sms'a po odpisał mi po 10 sekundach, że właśnie do mnie idzie. Poczułam, jakby nagle wszystkie szczęścia znalazły drogę właśnie do mnie, ten sms przestał być dla mnie wtedy ważny. 10 minut później tuż przy moim boku siedział Chester, na szczęście nie było wtedy Carly, była w sali obok u koleżanki.
- Cześć słońce! - Powiedział czule Chaz przytulając mnie i sprzedając mi wielkiego buziaka.
- Heeej, mam dla Ciebie  mega dobrą wiadomość. - Oznajmiłam Chazowi nie mogąc już wytrzymać z emocji. Chester widział, że przepełnia mnie ogromna radość, bo cały czas siedział wpatrzony we mnie jak obrazek i uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Jaką?! Mów szybko!
- Taką, że jutro już wychodzę ze szpitala... - Powiedziałam, dając poznać, że to nie koniec
- I? i co?! - zapytał zniecierpliwiony Chaz
- Mama wraca dopiero za 10 dni, a ja nie mam się gdzie podziać nawet, bo nie mam kluczy od domu. Mogłabym u Ciebie w tym czasie zamieszka...
- Oczywiście, że możesz u mnie zamieszkać! - Przerwał mi niezwykle szczęśliwy Chester.
Przytuliłam się do niego strasznie mocno, dziękowałam mu za to i byłam też wdzięczna, że mi pomaga i że nie zostawia mnie samej, bo przecież odwiedzał mnie codziennie.
- Nie mogę się doczekać aż wyjdziesz, jutro o 11 po Ciebie przyjadę i jedziemy do mnie. - oznajmił ucieszony Chester, na co ja mu odpowiedziałam szczerym uśmiechem i namiętnym buziakiem w usta. Chester już zaciągnął powietrze by coś powiedzieć, a do sali nagle wpadła Carly, patrząc się na nas jak na przestępców. Chester odwrócił od niej wzrok, spojrzał się na mnie smutnym wzrokiem i położył głowę na moich kolanach. Wszyscy siedzieliśmy w ciszy, było słychać nawet nasze oddechy. Nagle mi się przysnęło, ale Chester wciąż przy mnie był i patrzał się na mnie. Złapałam za telefon by sprawdzić godzinę. 22:36.
- Chester... Późno już... - Oznajmiłam dosć niechętnie.
- To nic. Zostanę tu dziś przy Tobie całą noc. - Powiedział słodko Chaz patrząc mi prosto w oczy.
Więc i ja zamknęłam oczy i poszłam spać. Byłam szczęśliwa, ze Chester ze mna zostanie. Miałam wrażenie, że niedługo coś rozkwitnie. Długo myślałam o mnie i o Chazie jako parze. Zasnęłam.
Godzina 5:34.
Obudziłam się, zaspana przetarłam oczy i włączyłam lampkę. Wtedy sie zaczęło moje piekło. Rozglądałam sie po całej sali, a nigdzie nie było ani Chestera ani Carly. Od razu poszłam ubrać pierwsze lepsze ciuchy, jakie miałam pod ręką i chodziłam po każdej sali, nie myśląc czy kogoś obudze czy nie, szpital był mały, wiec dużo szukania nie miałam. Wpadłam w dziwny strach i miałam bardzo złe przeczucia, po Chesterze i Carly ani śladu. Wróciłam się do sali, cała zapłakana. Otworzyłam swoją szafkę, by zadzwonić do Chaza, wiedziałam, że i tak nie odbierze, ale wolałam spróbować, jednak w szafce leżała dziwna żółta kartka, pisało na niej:
'' Jak mówiłem,
tak się stało... ''
Ręce mi się trzęsły jak nigdy, wpadłam w strasznego doła, nie mogłam tego wytrzymać i po prostu dłoń sama poleciała po żyletkę, której cięcia lądowały na mojej ręce, tylko w ten sposób mogłam sobie ulżyć. Choć i to nic nie dało. Wiedziałam, że nie mogę tak bezczynnie siedzieć w szpitalu ze świadomością, że komuś kogo kocham dzieje się coś złego i to z mojej winy...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wkręciłam się w to pisanie, ten rozdział był pisany niecałe 2h, w głowie mam pełno pomysłów, więc nie mogę pozwolić by mi wypadły. Podoba się? Skomentuj, poleć znajomym.
Dziękuję za przeczytanie. :*
Do następnego rozdziału.

poniedziałek, 12 listopada 2012

2.


Chłopcy siedzieli ze mną chyba 7 godzin. Opisywali mi co się stało tamtego dnia, gdy straciłam przytomność na dłuższy czas, mówili mi o sobie i pocieszali mnie, najwidoczniej było po mnie widać, że czuję się tragicznie, jakby ktoś mnie rozerwał na milion drobnych kawałków. Najwięcej mówił do mnie chłopak z dużymi, brązowymi oczami, o ile dobrze pamiętam, miał on na imię Chester. W sumie nie odrywał on ode mnie wzroku. Na początku ich wizyty błądziłam oczami wszędzie, byleby nie spojrzeć na nich, wstydziłam się, nie dość, że musieli widzieć mnie w rozwalonym koku, którego układałam byle jak z rana, to jeszcze nie byłam pomalowana i w piżamie. Co chwilę próbowałam jakoś ogarnąć swoje włosy, żeby wyglądać normalnie - bez skutku. Chester powiedział, żebym dała spokój, bo wyglądam cudownie. Poczułam, że moje poliki strasznie się zarumieniły, a ja sama strzeliłam wielkiego banana na twarzy. Chłopcy się mnie pytali jak się nazywam i ile mam lat, lecz ilekroć próbowałam coś powiedzieć, to zawsze brzmiało to tak, jakbym próbowała udawać wiatr, w takich chwilach uświadamiam sobie jak ważny jest głos, ale nie to jest ważne. Mike wciąż siedział jakby smutny, nie wiedziałam dlaczego, choć bardzo chciałam się spytać, od czasu do czasu odezwał się dwoma lub trzema słowami, widziałam, że coś go gnębi, choć Chester mówił, że u Mike'a to normalne. Chaz natomiast to kompletne przeciwieństwo Mike'a - dusza towarzystwa. Może mówić i mówić, bez przerwy. Podobało mi się to, nie jest  nudny jak większość chłopaków. Miał o czym gadać, z tego co mówił udało mi się zauważyć, że mamy nawet podobne zainteresowania. Słuchamy tego samego typu muzyki, ba, nawet tych samych wykonawców! Mamy podobny styl, podobają nam się prawie te same rzeczy. Chester od razu mi się spodobał, nie mogłam się doczekać aż tylko odzyskam głos i będę mogła z nim rozmawiać. Chłopak tak się rozpędził ze swoim gadaniem, że stracił poczucie czasu, razem z Mike'm miał być w domu o 20, a gdy spojrzał na zegarek była 21. Pożegnali się ze mną szybko, ku mojemu zdziwieniu Chester dał mi dużego buziaka w polik, a Mike mnie przytulił. Nie spodziewałam się tego, w końcu rozmawialiśmy pierwszy raz. Chłopcy wyszli z mojego pokoju, ale nie  minęło kilka sekund a Chaz się wrócił do mnie i wyciągnął ze swojej torby fioletowego, miłego w dotyku misia.
- Niech on zastępuje Ci mnie, kiedy nie będę mógł tu być, jutro też wpadnę. -  powiedział Chester, dając mi ponownie buziaka w polik i wyszedł z sali. Wsłuchiwałam się w jego kroki, które z każda chwilą były coraz cichsze. Moje myśli nagle zajął tylko Chaz. Spojrzałam na misia, którego mi dał i przytuliłam do siebie. Ten gest ze strony Chaza był taki słodki... W dodatku miś pachniał Chesterem i  był fioletowy, a jest to mój ulubiony kolor. Miałam wrażenie, że znamy się już kilka dobrych lat, a był to zaledwie jeden dzień. Zrobiło mi się jakoś smutno, a za razem byłam szczęśliwa, ciężko mi było się określić. Cieszyłam się, że odwiedzili mnie chłopcy, że dostałam taki słodki prezent o Chaza, ale z drugiej strony dołował mnie fakt, że już poszli, i że leżę na tej sali sama... Wtuliłam głowę w poduszkę, i zasnęłam...

3 październik.
Obudziłam się o 12, tak bardzo się wyspałam, od rana jestem w dobrym humorze. Oczywiście od razu po otwarciu oczu ujrzałam pielęgniarkę, która się mną opiekuje. Rozmawiała ze mną i sama siebie zaskoczyłam, że mogę z siebie już jakieś słowo wydobyć, byłam szczęśliwa, w końcu będę mogła pogadać z Chazem. Poinformowała mnie jeszcze o tym, że na moją sale dojdzie dziś dziewczyna, nazywa się Carly Henderson i ma 20 lat, czyli tylko rok ode mnie starsza. Nawet się ucieszyłam, w końcu nie będę tu  sama, no i może się z nią spróbuję zaprzyjaźnić. Wzięłam telefon do ręki by sprawdzić co nowego na Fejsie, Tweecie itd., lecz w pierwszej kolejności przeczytałam sms'a - był od mamy. Napisała, że dziś i przez najbliższe 3 dni nie będzie mogła mnie odwiedzić, jedzie na jakieś szkolenie z pracy, szlag. No to zostałam sama, tata siedzi w Niemczech, brat w Hiszpanii, mama jest na jakimś głupim szkoleniu, jeju. Miałam tylko nadzieję, że dam radę się jakoś zaprzyjaźnić z Carly, i że Chaz razem z Mike'm mnie  będą odwiedzać w miarę swoich możliwości. Wsadziłam słuchawki w uszy i zasłuchałam się w swoje ulubione piosenki, dzięki którym czas leciał mi szybciej, a wtedy właśnie potrzebowałam tego szybkiego upływu czasu. Zamknęłam oczy i zaczęłam nucić piosenki, które mi grały w uszach i nie obchodziło mnie jakoś, czy komuś to przeszkadza, czy nie.
Godzina 15.
Poczułam jak ktoś mnie nagle szturchnął w ramię, wystraszyłam się jak nigdy. Byłam skupiona przez dobre 2 godziny na piosenkach, które słucham, a tu nagle koś mnie szturcha... Strach załagodził Chester widokiem swojej uśmiechniętej twarzy, po takim widoku nie mogłam się na niego gniewać. Przywitał się ze mną przytulając mnie.
- Gdzie Mike? - zapytałam
- Nie mógł dziś przyjść, ma próby wraz z kilkoma członkami zespołu. - odpowiedział Chaz uśmiechając się
- Jakiego zespołu? Mike ma zespół?! - zapytałam będąc bardzo zaskoczona
- Tak. Ale opowiem Ci o tym innym razem, póki co wolę nic nie mówić. - Powiedział Chester zakłopotanym głosem i zmienił od razu temat. Długo rozmawialiśmy, Chester mi prawił prawie ciągle same komplementy, mówił, że mam ładne oczy, słodki uśmiech, fajny głos... Tak mnie to podnosiło na duchu, poczułam, że jestem z Chesterem na prawdę blisko sobie, bez względu na to, ile się znamy. Opowiadaliśmy sobie różne historie, śmialiśmy się... Cieszyłam się, że wtedy coś mnie pociągnęło, żeby jednak wyjść z domu i że nogi mnie poniosły własnie do parku, gdyby nie to, nie wiem jakby wyglądało moje ''dziś''. Leżałam wciąż uśmiechnięta,  wpatrując się w słodkie oczy Chestera i jego uśmiech, który kierował do mnie, uszczęśliwiało mnie to, jak nic inne. Nagle dostałam sms'a, kolejny od mamy. Jako dzwonek na sms'a miałam ustawioną piosenkę Linkin Park - Leave Out All The Rest. Chester jak tylko usłyszał dzwonek uśmiechnął się szeroko, nie pytałam się o co chodzi, nie byłam na tyle ciekawska. Wzięłam telefon i usiadłam na łóżku po turecku. Mama się tylko pytała jak się czuje, czy ktoś mnie odwiedza i czy ktoś nowy doszedł na salę, szybko odpisałam i zajęłam się rozmową z Chazem. Jednak nie pogadałam z nim dość długo potem, bo rozmowę nam przerwała Carly, która weszła na salę, usłyszeliśmy, że ktoś wchodzi na salę i od razu nasze wzroki skierowały się ku wchodzącej do pokoju dziewczynie. Ona była piękna, lecz Chester od razu odwrócił od niej wzrok i spojrzał się w podłogę, ona też wcale nie była chyba zadowolona z jego widoku, wnioskując po minie.
- Chazz... Co jest? - Spytałam zmartwionym głosem.
- Nic, nic... Innym razem Ci to powiem, jak już wyjdziesz ze szpitala. - Odpowiedział stanowczo.
- Dobrze, ale obiecuj, że powiesz.
- Obiecuję. - powiedział Chester, uśmiechając się do mnie. - Ale teraz muszę już iść. - Odpowiedział jakby zakłopotany.
- No okej... - Odpowiedziałam zmartwionym głosem i ze smutną miną.
Chazz mnie objął, pocałował w polik i wyszedł. Znowu zrobiło mi się smutno i akurat jak wyszedł pomyślałam, że mogłam wziąć od niego numer telefonu. Widzieliśmy się niemal 30 sekund temu, a mi już go brakowało. Moje myśli zajęło pytanie, czemu Chaz tak szybko wyszedł jak tylko zobaczył Carly i zaczęłam sie zastanawiać co mogło się stać... Nie przychodziło mi do głowy nic. Spojrzałam na Carly wzrokiem jakby zrobiła mi coś złego...Ona dopiero co tu weszła, a już na nią zaczęłam patrzeć w gorszym świetle. Musiałam się dowiedzieć co się stało. Z burzy myśli wyrwał mnie kolejny sms. Westchnęłam i złapałam za telefon, myśląc, że to kolejny od mamy, ale myliłam się. Napisał do mnie obcy numer, jednak to, co było w tym sms'ie nie dawało mi zasnąć tej nocy...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Naszła mnie dziś wena na pisanie, no i jest drugi rozdział. Pisałam go jakieś 3 godziny, mam nadzieję, że jakoś mi to wyszło i że się spodoba? :)  Proszę Was bardzo o szczere komentarze, a jeśli macie swoje blogi, to podajcie w komentarzach, będę je odwiedzać i komentować. :)
Dziękuję za poświęcenie czasu.
Do następnego rozdziału.

niedziela, 11 listopada 2012

1.


Pierwszy dzień jesieni, chociaż można było powiedzieć, że w moim mieście jesień była już od dwóch tygodni. Nie jest to wymarzona jesień, drzewa są jak co roku gołe, na ulicy chodnik tworzą liście, które mieszają się z szarością nieba. W tym dniu nie było nic szczególnego, to był dzień jak każdy... Prawie. Siedząc nad lekcjami zaczęłam rozmyślać o sobie, o swoim niezwykle nudnym życiu, o wszystkim. Naszła mnie dziwna ochota wyjścia gdzieś na spacer, pójść gdzieś dalej, mając w uszach melodię swoich ulubionych piosenek. Nie myśląc o niedokończonym zadaniu z fizyki, które jutro nauczycielka miała sprawdzać, rzuciłam książki na ziemie i poszłam ubrać trampki, szalik i płaszcz. Wsadziłam obie słuchawki w uszy i bez słowa wyszłam z domu. Strasznie padało, jednak nie przeszkadzało mi to, wtedy nic mi nie przeszkadzało. Szłam przed siebie, bez celu, rozmyślałam o wszystkim i niczym, nie miałam humoru, tak bez powodu... W myślach śpiewałam do piosenki Linkin Park - Powerless, która grała mi wtedy w uszach. Nie wiedziałam nawet kiedy doszłam do parku, ale jeśli już tam byłam, postanowiłam usiąść na najbliższej ławce. Oczywiście gdzie nie chciałam usiąść, tam siedzieli zakochańce ssający sobie twarze... No nic, ja szłam dalej. W końcu znalazłam miejsce, gdzie mogę posiedzieć, nawet z dobrym widokiem na stawek, który znajdował się w środku parku. Ludzie przechodzili obok mnie i patrzeli się jak na jakiegoś żebraka, sama nie wiem czemu, ale nie obchodziło mnie to wtedy. Spojrzałam się w bok i zauważyłam sylwetki dwóch chłopaków, miałam wrażenie, że były mi one bardzo znane ale nie mogłam sobie przypomnieć dokładnie skąd. Jeden miał dość odstające uszy, był jakby łysy, miał na sobie czarny płaszcz, rurki i glany. Drugi był dość wysoki... Miał charakterystyczny kontur twarzy i znane mi ułożenie włosów. Nie mogłam jednak zobaczyć ich twarzy, byli za daleko. Chłopcy szli w moją stronę, a mi nagle zaczeły się trząść nogi i ręce, ale nie z zimna, czułam dziwny stres... Po chwili byłam w stanie zobaczyć ich twarze,  lecz wciąż nie wiedziałam kim oni są. Usiedli na ławce naprzeciw mnie, zasłaniając mi tym samym widok na stawek, w który sie wpatrywałam dobre pół godziny, lecz wcale mi to nie przeszkadzało. Spuściłam głowę w dół, wyciągając jedną słuchawkę z ucha. Spoglądałam na nich co chwile, aż w końcu z jednym z nich złapałam dłuższy kontakt wzrokowy, który zerwałam ja, zawstydziłam się. Chłopcy przestali do siebie mówić głośno, zaczęłam słyszeć szepty, a kątem oka widziałam, jak chłopcy wciąż na mnie patrzą. Nie wiedziałam wtedy co zrobić, siedzieć bezczynnie patrząc się w ziemie, czy iść stąd. Poczułam duże zakłopotanie i zerwałam się z ławki idąc dość szybkim krokiem w stronę domu. Ponownie wsadziłam słuchawki w uszy trafiając na piosenkę Linkin Park - My December. Za sobą słyszałam czyjeś kroki, nie były to kroki jednej osoby. W głębi duszy miałam nadzieję, że idą za mną chłopacy, z którymi się wymieniałam wzrokiem w parku, nie wiem czemu, ale strasznie chciałam ich poznać. Nie odwracałam jednak głowy, bo co, gdyby to byli oni? Wszystko by wyglądało dość podejrzanie. W pewnym momencie zaczęłam coraz słabiej słyszeć piosenkę, którą miałam ustawioną na maksymalną głośność, czułam, że odpływam, nie wiedziałam co się dzieje.

Jest 2 październik. Leżę w szpitalu, pod kroplówkami i chyba wszystkim co możliwe. Rano była u mnie mama, przyniosła mi słodycze i takie tam, jak to mama... Pytała się mnie o różne rzeczy, ale nie potrafiłam wydobyć z siebie nawet słowa, jakby ktoś wyrwał mi struny głosowe lub zaszył usta. Obok mnie stała szafka, na której leżał duży bukiet kwiatów, a w nim karteczka na której pięknym pismem pisało ''Mam nadzieję, że w najbliższym czasie wrócisz do zdrowia, nie wiem co by się stało gdyby nie my... Warto było się poświęcić dla takiej dziewczyny, jak Ty. Jeszcze Cię odwiedzimy. Chester i Mike.''. Po przeczytaniu tej karteczki zrobiło mi się ciepło na sercu, lecz nie mogłam kompletnie sobie przypomnieć o co chodziło, nie pamiętałam w tamtej chwili nic, miałam nawet problem z rozpoznaniem własnej matki. Od momentu przebudzenia się mama siedziała ze mną jeszcze ok. 15 minut, spieszyła się gdzieś. Słyszałam jeszcze jak rozmawiała z lekarzem, z rozmowy udało mi się wyłapać, że musiałam zasłabnąć na ulicy i uderzyć głową w beton. Mama stała wciąż ze zmartwioną i zapłakaną twarzą. Po chwili zapytała się skąd się pojawiły u mnie liczne siniaki na nogach i brzuchu. Wtedy spojrzałam na swoje ciało, które ''ozdabiały'' fioletowe i szare plamy, po delikatnym naciśnięciu na nie czułam straszny ból. Lekarz odpowiedział mamie, że ktoś mnie musiał skopać. Poczułam się wtedy marnie, tak bezsilnie i bez poczucia jakiejkolwiek wartości... Nikomu takiego uczucia nie życzę. Rzuciłam się na swoją poduszkę i gapiłam się bezsensownie w sufit, no bo co ja mogłam wtedy zrobić? Ani się odezwać, ani nic... Leżałam tak nucąc sobie piosenkę, która chyba jaka jedyna nie wypadła mi z pamięci. Po chwili usłyszałam znajome mi kroki. Zaczęło mi coś świtać w głowie, takie kroki słyszałam przecież w parku! Słyszałam jak znajomy mi głos wypowiadał moje imię. Kroki były coraz bliżej, aż w końcu ujrzałam twarz chłopaków, których widziałam w parku. Podeszli do mnie, pytali o stan zdrowia, o różne rzeczy... Tak bardzo się wtedy cieszyłam, chciałam z nimi rozmawiać, ale jak wcześniej wspomniałam, wydobycie z siebie jakiegokolwiek słowa było dla mnie wtedy chyba najtrudniejszą czynnością...


~~~~~~

Trochę się pospieszyłam z pierwszym rozdziałem, ale to chyba dobrze.  Liczę na szczerze komentarze, możecie dawać wskazówki, piszcie co myślicie. Drugi rozdział dziś wieczorem lub jutro. Zapraszam! :)

sobota, 10 listopada 2012

Ogólnie.

Cześć, mam na imię Agnieszka. Bloga założyłam z myślą o pisaniu opowiadań, a że mam dużo czasu wolnego, to myślę, że mogę coś tu naskrobać. :) Patrząc na sam nagłówek bloga można się domyślić, że będą to opowiadania o Linkin Park'u. Główną rolę grać będzie Chester (wokalista zespołu), Mike (wokal.) oraz trójka przyjaciółek Carly, Emma i Alex. Pierwszej części można się spodziewać jutro ok. 19-20. opowiadania w miarę możliwości będę dodawać regularnie. No i liczę, że blog będzie chętnie czytany, bym nie musiała patrzeć jak marne mam liczby w statystyce... Na dziś myślę, że to tyle.
Zapraszam.
~emenes.